niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział 7

CZYTASZ = KOMENTUJESZ 
Bardzo was proszę o przeczytanie notatki pod rozdziałem.

*Następny dzień*
~Izabell~
Weszłam do szkoły rozglądając się dookoła. Każda osoba, którą mijałam wydawała mi się, zła i wrogo do mnie nastawiona. Zasunęłam bluzę pod samą szyję i ruszyłam do szafki. Przez całą dzisiejszą noc nie mogłam zmrużyć oka. Bałam się, że osoba która mi grozi może zrobić coś moim bliskim, dodatkowo doszły do tego wydarzenia z wczorajszego dnia. To ciało, które wtedy zobaczyłam... Sama myśl o tym przyprawia mnie o dreszcze. Alex była tak cholernie przestraszona, zresztą ja też tylko ja w przeciwieństwie do niej byłam przekonana, że to martwe ciało na pewno nie należało do człowieka, tylko do innej istoty, o której istnieniu jak na razie nie miałam pojęcia.
Podeszłam do szafki i otworzyłam ją z zamiarem wyjęcia książek na lekcje historii, jednak kiedy otworzyłam szafkę wyleciała z niej mała karteczka. Schyliłam się i podniosłam ją z podłogi. Na białej kartce widniały tylko dwa słowa, przez które straciłam kontakt z rzeczywistością. "STRZESZ SIĘ".

~Alex~
Wchodząc na plac szkolny byłam głową w chmurach. Tak odleciałam, że nawet nie zauważyłam, że wpadłam na jakiegoś chłopaka. O ironio losu, czy wy też macie deja vu? Wracając do rzeczy, okazało się, że moją dzisiejszą ofiarą był chłopak. Cholera, znowu. Jednak nie mogłam ujrzeć jego twarzy gdyż miał kaptur na głowie, jedyne co udało mi się zauważyć to blond kosmyki wystające spod przykrycia głowy. Napastnik burknął coś bardzo niezrozumiałego, podobnie jak ja i szybkim krokiem oddalił się z miejsca wypadku. Gdyby to był zwykły dzień, zwykły miesiąc, gdyby wszystko było jak dawniej pewnie bym uciekała myślą do tego zdarzenia, lecz nie. Zdecydowanie nic nie jest zwyczajne, a adekwatnie do tego, nie marnowałam czasu na bujanie w obłokach. Choć kłamstwem by było stwierdzenie, że mój umysł był gdzieś za murzynami... Ciągle mam przed oczami dwa ciała leżące w parku. Z początku oczywiście próbowałam wpoić sobie, że to tylko przypadek lub głupia zabawa wymyślona przez dzieciaki, których rodzice nie podołali zadaniu jakie dostali od najwyższego. Naprawdę starałam się na siłę wytłumaczyć to wszystko, lecz Izabell... Jej mina, jej oczy, w których widziałam strach i lęk. Ona cierpiała cierpi. Ktoś - najprawdopodobniej świadomie - niszczy ją od środka. Obiecuję, że dowiem się kim jest ta osoba i sprawię, że tego pożałuje. Przejdzie to samo piekło co my przechodzimy teraz. Oko za oko, ząb za ząb.
Dochodząc do mojej szafki, która swoją drogą znajdowała się niedaleko Bells zobaczyłam dziewczynę trzęsącą się jak galareta. To podziałało na mnie jak płachta na byka, od razu otrząsnęłam się z amoku podbiegając do przyjaciółki. Chwyciłam ją za ramię szybko odwracając w moją stronę. Gdy już stała twarzą w twarz ze mną ujrzałam jej oczy, które w tamtym momencie zakrywała jakby mgła. W pierwszej chwili nie miałam pojęcia co wywołało taki szok na Izabell, lecz zaraz dostrzegłam białą karteczkę, która cała pogięta leżała u stóp niebieskookiej, Jedno wiem na pewno, to nie przypadek. Nie chcąc tracić czasu z lekkim impetem moja dłoń spotkała się z policzkiem szatynki. Ten gest zdołał przywrócić ją do stanu używalności. Nagle ocknęła się i pierwsze co zrobiła, to spojrzała się zaszklonymi oczami, które mieniły się bezsilnością na mnie szepcząc To nie był przypadek.

Cały dzień chodziłam jak struta. Lekcje ciągnęły się niemiłosiernie długo, a świadomość, że ostatnim przedmiotem na dziś była fizyka wcale nie poprawiła mi humoru. Wraz z Bellą postanowiłyśmy skupić się bardziej  na nauce, choć i tak wiedziałyśmy, że nie damy rady. Umówiłyśmy się po szkole u mnie w domu, aby spokojnie porozmawiać o wydarzeniach, które działy się zbyt szybko. Jeszcze niedawno byłam beztroską, radosną, cieszącą się życiem nastolatką, której priorytetem było spotkanie z best friend oraz plotki i rozmowy o najgorętszych chłopcach naszego liceum,a dziś... A dziś co? Boję się. Boję się o każdy dzień, o to co się stanie. A wiecie co jest najlepsze? Że nie mam na to wpływu. Nie wiem kto za tym stoi, komu mam zawdzięczać moją obecną sytuację. Jedyne o czym marzę to ujrzenie po raz kolejny tych pięknych błękitnych tęczówek... Chwila, wróć! Co? Jedyne o czym marzę to zakończenie tej chorej sytuacji i powrót do normalnego życia. To śmieszne. Gdy w naszym życiu wszystko układa się tak jak należy bez żadnych problemów narzekamy na codzienność i brak spontaniczności i szaleństwa. Brakuje nam tego czegoś. Jednak gdy już doświadczymy niespodziewanego odechciewa się nam wszystkiego, tracimy chęć i zapał do każdego kolejnego dnia. Z transu wybił mnie dzwonek ogłaszający koniec lekcji i wolność na najbliższe godziny. We mnie zamiast krzty szczęścia zapaliła się czerwona lampeczka. Zbliża się. Pozostały już tylko minuty na dotarcie do mojego domu i poważną rozmowę. Mam wrażenie, że droga do wyjścia trwała kilka sekund, co w rzeczywistości zajęło około 5 minut, ponieważ natłok uczniów w tym budynku był ogromny. Sama się sobie dziwię, że jakoś nigdy wcześniej mi to nie przeszkadzało. Po opuszczeniu murów High School obie udałyśmy się w kierunku bramy, lecz po raz kolejny zderzyłam się z czymś twardym, tym razem w postaci pleców. Gdyby nie niezawodny refleks osoby stojącej przede mną już dawno leżałabym na ziemi, ale znalazłam się bezpiecznie w ramionach chłopaka. Hm... Chyba zbyt często na kogoś wpadam... Czy to ze mną jest coś nie tak, czy może wszyscy inni chodzą jak pokraki? Dokładnie, nie musicie odpowiadać.
- Ooo! Witam szanowną Księżniczkę!
- Nie nazywaj mnie tak. - wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Jeszcze tylko jego mi tu brakowało. Nie dość, że mam tyle na głowie to zjawia się tu taki Louis Tomlinson we własnej osobie, który próbuje być jak jakiś pieprzony James Bond (czy ktokolwiek inny) i chce pokazać światu, że jest najmądrzejszy, najprzystojniejszy, najwspanialszy, najlepszy, najcudowniejszy, najniebezpieczniejszy i cała masa innych przymiotników zaczynających się na naj. I kolejny powód do śmiechu, rozbieżność między wyobrażeniami a rzeczywistością jest bardzo różna, Gdyby ktoś rano powiedział mi, że wychodząc ze szkoły po raz drugi wpadnę na samego Tomlinson'a - wyśmiałabym go. Nie żeby coś, no bo nie przeszkadza mi, że go spotkałam..Chwila, chwila! A może to właśnie z kolegą Harry'ego miałam małe zdarzenie dzisiaj rano, a kolor włosów zblakł pod wpływem kąta, jakim padało słońce? W sumie bardzo prawdopodobne, no ale przecież to...
- Haloo! Ziemia do Alexis! - powiedział chłopak nie odsuwając się ode mnie nawet o milimetr. Gdy zdałam sobie sprawę z bliskości pomiędzy mną a szatynem jak poparzona chciałam od niego odskoczyć. Jednak uniemożliwił mi to poprzez wzmocnienie uścisku na moich ramionach.
- Puść mnie.- wycedziłam, nie zdając sobie nawet z sprawy, jak to zabrzmiało.
- Oj ty moja głupiutka Księżniczko, chyba zbyt często na siebie wpadamy. - wymruczał wprost do mojego ucha, po tym, jak udało mu się uspokoić napad śmiechu. Po kilku sekundach, które dla mnie trwały wieczność, mężczyzna odsunął się ode mnie, chociaż wciąż na niewystarczającą odległość.
- Nie mów, że nie cieszysz się z ponownego spotkania z tak seksownym człowiekiem jak ja. - powiedział na końcu puszczając mi oczko i uśmiechając się bezczelnie.
- Co ty tu robisz? - spytałam, nie zwracając uwagi na jego wypowiedź.
- O ile się nie mylę, to niegrzeczne nie odpowiadać na zadane pytania, ale dobrze, odpowiem ci. Czekałem na Hazze, no ale dziwnym trafem nasze drogi się ze sobą ponownie skrzyżowały, więc czemu by nie skorzystać z tej okazji i by nie porozmawiać? - albo mi się zdawało albo mówiąc to uśmiechnął się szczerze. Tak prawdziwie, a nie bezczelnie jak zazwyczaj. Nie no...Ale to przecież nie możliwe, racja?
- Ym.. W sumie... - ledwo wydukałam, jakim cudem on ma taką perfekcyjną twarz?! Oczywiście musiałam się ośmieszyć, na co wskazał wybuch głośnego śmiechu mojego towarzysza. Po krótkiej chwili poczułam dość mocne uderzenie w prawe biodro i nagle wszystko powróciło, miałam ochotę stamtąd uciec, lecz coś mnie powstrzymywało. Nie jestem pewna co, ale to straszne! Jakbym dostała nagłego paraliżu. Czas stanął w miejscu. Byłam już tylko ja i wspomnienia. Czułam strach, smutek, lęk, bezwładność. Próbowałam się uwolnić od tego cierpienia, ale nie dawałam rady. Ta linia oddzielająca przeszłość od teraźniejszości lekko rozdarła się w pewnym odcinku drogi i każdy, malutki kamyczek wypełniony w całej objętości falą rychłego wspomnienia zaczął uderzać w moje biedne serce tak cholernie mocno, że aż mi się słabo zrobiło. Nie czułam gruntu pod nogami, tylko sypki piasek, który szybko przerodził się w muł. Widzę jakiś ludzi ubranych w stylu z lat 50 XIX wieku? Nie mam pojęcia, ale jestem pewna, że podobne stroje widziałam w podręczniku do historii z I klasy liceum. Obok wysokiego dębu usytuowana jest ławka, która stoi na moim podwórku stara i zardzewiała, tu błyszczy się nowością. Co do diabła? Jakiś wehikuł czasu?
- Co panienka robi w tym stawie? Proszę natychmiast wychodzić! Ma panienka na sobie sukienkę uszytą przez najlepszych na naszym dworze tkaczy według najnowszego francuskiego haftu! A ile musieliśmy czekać na ten odcień jedwabiu i koronkę? Ponad trz...
- Przepraszam, gdzie ja jestem? - spytałam zaraz po tym jak przerwałam wypowiedź kobiecie. Serio nie ogarniam co tu się dzieje. Nagle znikąd pojawia się jakaś ciemno skóra pani i gada mi o jakiejś sukni.
- Słucham? Jak to gdzie panienka jest? W dworze rodzinnym, przecież. Chociaż tak właściwie to się panience nie dziwię. W dniu moich zaręczyn też była bardzo roztrzepana. Ale nie ma się czego obawiać, Panicz jest godnym i mężnym kandydatem na ukochanego. - mówiąc to uśmiechała się od ucha do ucha, poprawiając moją fryzurę w mej sypialni ( tak mi się wydaje ).
- Jakie zaręczyny? Jaki młodzieniec? - wyszeptałam sama do siebie,
Po chwili w dalszej konwersacji przeszkodziło nam stukanie do drzwi, a następnie pojawienie się około 50-letniego, śmiesznego z wyglądu faceta, zapewne kolejnego sługi.
- Przepraszam, panienko sir Lucas już czeka, wpuścić go?
- Yy... Tak, proszę. - czemu ja się jąkam?
Niespełna po 4 minutach do pomieszczenia zawitał na oko osiemnastoletni chłopak, wysoki blondyn i co więcej, bardzo przystojny.
Po kilkunastu instrukcjach na temat "Tego nie robić" oraz "Tak się zachowywać" wyszliśmy na bogato i nowocześnie urządzony korytarz. Mieliśmy dojść do wrot znajdujących się na równoległej ścianie, czyli jakieś 50 metrów drogi przed nami. Jakim cudem to dziadostwo jest takie wielkie?
To wszystko jest strasznie pogmatwane. Dopiero co stałam z Louis'em, rozmawiając i się ośmieszając, a teraz idę pod rękę z Lucas'em, który nawiasem mówiąc ma przepiękne oczy, takie czysto błękitne.
- Ślicznie panienka wygląda - wyszeptał wprost do mojego ucha. Reakcja mojego organizmu na ten gest była zaskakująco dziwna. Pierwszy raz w życiu zarumieniłam się przez faceta! Baa, w dodatku takiego, którego widzę pierwszy raz na oczy! A może nie?
Gdy tylko dotarliśmy do celu poczułam mocniejszy uścisk na ramieniu, więc mimowolnie spojrzałam na twarz mego towarzysza. Ostatni raz perfekcyjnie uśmiechnął się do mnie i poczułam chłodny wiaterek owiewający odkryte części ciała. Ogromne drzwi się rozchyliły i zewsząd można było usłyszeć piękną melodię graną na różnego rodzaju trąbkach oraz głos - który swoją drogą wydawał mi się znajomy - mówiący:
- Panicz Lucas Robert Hemmings oraz jego narzeczona Alexis Smith!
                                         

                                 ---------------------------------------------------------------------------

Cześć i czołem!
A więc *fam fary* oto wielki powrót Strong'a!
Jeej! Tak! Woohoo! 
Pragnę was z całego serduszka przeprosić :(
Wiem, że kupę czasu czekaliście na ten rozdział, ale zbyt wiele się działo. Przez małą ilość komentarzy zabrakło nam weny i chęci do dalszego pisania, później nadeszły wakacje (kompletny leniwiec), wrzesień i październik - jak to początki i końce szkoły - bardzo zalatany. Ale teraz wracamy ze zdwojoną siłą i nową chęcią do pracy! ^_^
Mam nadzieję, że takie długie odstępy czasowe więcej się nie pojawią :)

Jak widzicie nasza Alex postradała zmysły. Podróż w czasie? Wtf? Haha powiem wam, że to ma duży wpływ na dalsze losy jednej z głównych bohaterek ;)
I pewnie kolejne what the fuck? Luke z 5 Seconds Of Summer tutaj? o_O
A więc, przez wakacje bardzo polubiłam 5SOS i tak całkowicie przez przypadek musiałam tutaj wkręcić głównego wokalistę tego oto zespołu *-*

Kogo wybieracie? #TeamLouis czy #TeamLuke?

Mam nadzieję, że czytacie jeszcze tę notatkę i nie zawiedziecie mnie, tak jak ja was zawiodłam jakiś czas temu i pozostawicie po sobie ślad w postaci komentarza, w którym albo mnie opierdzielicie, albo pochwalicie za tak długi rozdzialik ;))

Pragnę wam również powiedzieć, że być może z Weroniką ustalimy jakiś dzień w tygodniu, w którym będą pojawiać się rozdziały. Macie jakieś propozycje? 

Więc to chyba większość rzeczy, które chciałam wam przekazać (oczywiście była ich cała masa, lecz zapomniałam o większości ;--; )

* Postać Luke'a niebawem zostanie dodana do Bohaterów.
*Wszelkie pytania możecie zadawać nam na Asku.

Dziękuję za to, że jesteście i za wasze wsparcie. 
Zuza ♥

3 komentarze:

  1. świetny *.* piszcie dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. [spam]
    Isobel i Charlie. Są jak ogień i woda. Co ich łączy? Równie silna nienawiść do siebie nawzajem. Pewien mężczyzna powiedział kiedyś Charliemu: Miłość, nienawiść. Dzieli je taka cienka linia. Wtedy jeszcze nie rozumiał jaka moc drzemie w tych słowach. Niebawem przekonają się o tym oboje. Pewnej feralnej nocy, kiedy zderzą się dwa światy, wywołają lawinę zdarzeń. Będzie to historia o miłości. To historia o miłości od tej gorszej, najbardziej skomplikowanej strony. Słodko-gorzka i prawdziwa.
    ZAPRASZAM: Your perfect imperfections
    ZWIASTUN: klik

    OdpowiedzUsuń
  3. ja osobiście Team Luke :D

    lekki minfuck, ale tylko potęguje moją ciekawość :D
    czekam, życzę weny i zapraszam do siebie na bloga o Luke`u
    http://yourethereasonfanfic.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń